wtorek, 8 marca 2016

Rozdział I - ,,Poznajcie Alice''

Gdy się budzę, czuję, że druga strona łóżka zdążyła już wystygnąć. Przewracam się na drugą stronę łóżka. Unoszę głowę i patrzę na zegar o seledynowym kolorze wiszący na ścianie tuż nad drzwiami od mojego pokoju. Szósta dwadzieścia jeden. Uświadamiam sobie, że pora już wstać. Z braku sił rzucam się głową w poduszkę. Wolałabym szczerze umrzeć, niżeli iść dzisiaj do szkoły. Ponownie unoszę głowę w powietrze. Czuję dreszcze, coś zimnego uderza mnie zimnymi podmuchami w twarz. Mija chwila, zanim orientuję się, że to wiatr. Zapomniałam zamknąć okno tamtego wieczoru. Cała ja. Zapominalska. Poprzez białe, starannie uszyte przez moją babcię Elsę firany starają przebijać się promienie grudniowego słońca. Ośnieżone wielkie choinki wydają się być zmotywowane do oślepiania każdego, kto w nie patrzy, aczkolwiek pomimo swojego blasku, miło jest patrzeć na piękny, zimowy krajobraz, które tworzą.
Jedną nogę kładę na podłogę, potem zaraz drugą. Nie chcę obudzić domowników. Nienawidzę mojego łóżka. Jak to mówi moja jedenastoletnia siostra Lucy: ''skrzypi jak stary dziadek''
Lucy jest wspaniałą dziewczynką. Zawsze potrafi mnie rozśmieszyć, pocieszyć, porozmawiać. Często zachowuje się poważnie i odpowiedzialnie jak na swój wiek. Dobrze się uczy-chyba ma to po mnie. Jest drobnej, mulatkowej figury. Najbardziej uwielbiam w niej jej brązowo-złociste włosy i szafirowe oczy.
Wstając z łóżka staram się jak najciszej przejść odcinek ''mój pokój-kuchnia''. Niestety, jak na złość zza kącika pomiędzy szafą a ścianą wyłania się niewielki, rudy stworek. To mój pies, Rocky. Rocky ma duże uszy i puchatą sierść. No i jest rudy. A jak to na psa przystało-zawsze był moim towarzyszem. Z kotami raczej nieźle mu idzie, przynajmniej do nich nie podskakuje, a one do niego. Chyba zawarł z każdym zwierzęciem w okolicy sojusz, bo nikt mu nie podskakuje. Nagle mój towarzysz zaczął szczekać. Próbowałam go uspokoić. Nie lubię jego psich okrzyków złości, ale myślę, że w operze zająłby wysokie miejsce. Zawsze podczas szczekania wykrzykuje coś jakby sylabę podobną do pierwszych liter mojego imienia, która brzmi ''al''.
Tak naprawdę mam na imię Alice. Alice Collins. Mam czternaście lat i jestem w pierwszej klasie gimnazjum, chociaż tak samo wolałabym być w przedszkolu. Każdy mówi, że jestem szczupłej i wysportowanej budowy, no i to, że jestem wysoka. Chociaż nie wiem, czy sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu zalicza się do osoby niskiej, średniej czy wysokiej. Po prostu nie znam się na takich sprawach. Nie jestem raczej typowo ciemnej karnacji tak jak Lucy. Jestem po prostu zwyczajna. Nie mam żadnych zainteresowań. Nie lubię piłki nożnej, koszykówki, golfa, niczego. Boje się, co z tym zrobić. Próbowałam już wszystkiego-nie pomaga. Kiedyś mama zapisała mnie na zajęcia taneczne i zajęcia z malarstwa-po tygodniu przestałam chodzić. Chociaż w sumie tygodniowy pobyt na zajęciach to chyba mój rekord. Próbowałam już każdego sportu, rekreacji, nic. Nic mnie nie zauroczyło.
Uspokoiłam Rocky'ego, został w pokoju. Wyszłam z pokoju z nadzieją, że nikt się nie obudził. Na szczęście-cisza. Poszłam do kuchni. Wyjęłam z kredensu płatki zbożowe, wsypałam garść do mojej ulubionej miseczki w kolorach tęczy i zalałam je zimnym mlekiem z lodówki. Brr, nie miałam ochoty go podgrzewać, chłodne mleko jak najbardziej mi odpowiadało. Z uwagą przez chwilę, która wydawała się być wiecznością, przyglądałam się, jak płatki pęcznieją. Spojrzałam na lodówkę, na której pisała godzina. Szósta trzydzieści osiem. Po zjedzeniu śniadania udałam się do łazienki, gdzie następnie umyłam twarz i  wyszczotkowałam zęby. Wcześniej poprzedniego wieczoru przygotowałam sobie ciuchy, które położyłam w łazience. Miały one służyć do mojego ubioru do szkoły. Założyłam na siebie ciepły, wełniany sweter w kolorze karaibskiego błękitu-to mój ulubiony. Na dnie szafy ujrzałam moje żółte rurki, które niegdyś ubierałam wręcz codziennie. Do mojego stroju dołączyłam białe skarpetki. Mój strój idealnie opisywał górny horyzont-niebieski sweter opisywał niebo, żółte spodnie-słońce, a skarpety-chmury. Dobra. Siódma dwanaście-czas wychodzić. Moja szkoła mieści się jakieś dziesięć kilometrów od mojego domu. Wychodzę na przystanek. Po drodze mijam kilka samochodów, tu też spotykam moją sąsiadkę jadącą autem ze sklepu. Do przystanku autobusowego droga zajmuje mi około dziesięciu minut. Dochodząc na przystanek spotykam Olivię i Patricka. Nie lubię ich. Są z innej klasy, ale ten sam rocznik. Trzymają się w ''TheBestBand'', który tworzą wraz z Annabelle, Julie i Sebastianem. ''TheBestBand'' to ich wspólna grupka, przyjaźnią się, nazwę wymyślili sami i tak też siebie nazywają, krótko mówiąc-jedna paczka.  Irytuje mnie to, że muszę dzień w dzień czekać z nimi na przystanku. Nawet nie mam z kim porozmawiać. Znowu czuję, jak wiatr chce dotknąć mojej twarzy. Pozwalam mu. Chociaż z nim mam możliwość przeprowadzenia jakiejkolwiek rozmowy. Czekam już pięć minut. Wkońcu autobus nadjeżdza, a ja odczuwam ulgę, nareszcie. Pierwsza wsiada Olivia. Patrick wpuścił mnie przed sobą. To miłe z jego strony, podziękowałam mu. Droga trwa około dziesięciu minut. Idąc sama, zapewnie zamarzłabym na amen, więc wolałam nie ryzykować. W trakcie jazdy myślałam o dzisiejszej niespodziance Rocky'ego i o tym, jak mnie niemiłosiernie wystraszył wychodząc zza cienia. Z jednego koszmaru w drugi-szkoła. W szkole zdejmując kurtkę, zobaczyłam, że w moją stronę idzie ''FriendsBand''. To akurat moja paczka przyjaciół. Składają się ze mnie, Chloe, Alison, Luke'a i David'a. Nie za bardzo lubimy się z ''TheBestBand''. Nasza grupka nie potrzebuje rozgłosu, oni tak. Robią wszystko, żeby w szkole wywołać skandale, są aroganccy. Chloe jest blondynką, tyle, że jej włosy mają jasną poświatę, natomiast Alison - ciemny blond. Ja, Alison i Chloe jesteśmy tego samego wzrostu. W sumie dziewczyny są swoimi sąsiadkami, mieszkają cztery kilometry od mojego domu, pochodzą z Waterfall. Alison gra w szkolnej drużynie koszykarskiej, a Chloe - w szkolnej drużynie piłki ręcznej. One grają, a ja nie. One coś robią, a ja nic. To mnie irytowało jak nie wiem. Nie lubię ani koszykówki, ani piłki ręcznej. Za nic. Luke i David są o wiele wyżsi od nas, mieszkają w Waitwood, jakieś pięć kilometrów odemnie. Obydwoje reprezentują szkołe w piłce nożnej. Są naprawdę dobrzy, byłam raz na ich meczu. Ja natomiast mieszkam w Houseville.
Przywitałam się z ''FriendsBand'' i poszliśmy całą piątką na lekcję matematyki.



Rozdział II - już wkrótce!

5 komentarzy:

  1. Hej, bardzo lubię czytać Twojego bloga, więc nominowałam Cię do Liebster Blog Award - wystarczy odpowiedzieć na pytania, które znajdziesz u mnie w najnowszym poście ;*
    Only mom can judge

    OdpowiedzUsuń
  2. aaa.. Super fun post and Thanks for sharing!~

    Would you like to support each other by follow on GFC & G+?
    Please Let me know if you follow me and I’ll follow back!

    Love xx
    Official Seol ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Lovely post dear! Maybe we could follow each other on GFC?
    If yes, follow me and I follow back as soon as I see it.
    Let me know with a comment on my Blog http://patriciacori.blogspot.ch/

    OdpowiedzUsuń