środa, 16 marca 2016

Rozdział II - ,,Nadzieja umiera ostatnia''

Lekcja matematyki trwała wieczność. Wszystkie cyferki, liczby, działania mieszały mi się w głowie. Nie miałam już siły cokolwiek obliczać. Marzyłam o tym, aby lekcja już się skończyła. Gdy zadzwonił dzwonek, odetchnęłam z ulgą. Plus tego jest taki, że dostałam piątkę z obliczeń. Wolałam bardziej przerwę. Przerwa zawsze trwała po dwadzieścia minut. Chociaż na niej mogłam chwilę odpocząć.Wyjęłam ze swojego plecaka kanapki, które przygotowałam sobie rano. Smakowały mi, przez całą tę lekcje zgłodniałam dość bardzo szybko. Przypomniało mi się, że muszę iść do pana Jacoba Rosswella, naszego nauczyciela WF-u. Szybkim ruchem włożyłam spowrotem część kanapki do pudełka, włożyłam pudełko do plecaka i pobiegłam do pokoju wuefistów. Zapukałam, a nauczyciel otworzył mi drzwi. Przypomniałam mu, że przyszłam w sprawie obiecanej szóstki, którą miał mi wpisać za biegi na długich dystansach, które odbywaliśmy kilka dni temu. Nie zdążył tego zrobić wcześniej, bo był już dzwonek na przerwę, a miał akurat dyżur na szkolnym korytarzu. Wpisał mi ją do dziennika z ocenami, uśmiechnął się, coś tam mówił o jakichś dodatkowych zajęciach sportowych, które są po lekcjach, aczkolwiek nawet go nie słuchałam, bo nie miałam czasu chodzić i marnować czasu na jakieś zajęcia, które i tak żadnego sukcesu raczej by mi nie dały. Po załatwieniu tej ważnej sprawy poszłam spowrotem pod klasę, aby oczekiwać na lekcję biologii. Czułam się zmęczona i zniechęcona do dalszej nauki w szkole. Wolałabym szczerze położyć się i mieć stuletni sen niczym Śpiąca Królewna. Na biologii uczyliśmy się o układzie krążenia. W sumie niechętnie przysłuchiwałam się wyjaśnieniom nauczycielki, co to jest i na czym polega ten układ, ale wszystko to co mówiła, to byłam ja, istnieje ten układ w moim ciele, więc po jakimś czasie z niechętnego przysłuchiwania zamieniłam się w uważnego słuchacza, coś na podobę sowy. Sowa zawsze kojarzyła mi się z mądrym ptakiem, który wszystko czujnie nasłuchuje. Większość każdej z przerw rozmawiałam z dziewczynami z mojego teamu, chłopacy byli tego dnia na zawodach. Coraz lepiej rozwijała się ich kariera sportowa. Nie będę kłamać, zazdrościłam im. I chłopakom, i dziewczynom. Później była jeszcze historia, chemia i angielski, a z informatyki byliśmy zwolnieni do domu. Przynajmniej mogłam mieć godzinę więcej czasu wolnego dla siebie. Nadjechał autobus. Pożegnałam się z przyjaciółkami, wsiadłam do autobusu i odjechałam. Podróż w autobusie, jak i podróż piesza do domu z autobusu były nadzwyczaj krótkie. Ulżyło mi, że wreszcie mogę odpocząć. W domu byli wszyscy domownicy: mama, tata, Lucy, no i Rocky. Zjadłam obiad i poszłam do mojego pokoju. Upewniłam się, czy niema tam czasami Rocky'ego, nie chciałam przeżyć dwóch zawałów jednego dnia. Rzuciłam się na łóżko i włączyłam laptopa. Miałam w planach obejrzenie kolejnego odcinka mojego ulubionego serialu ''Dreams'', który opowiadał o dziewczynie, która chciała spełnić swoje marzenia. Dopiero zaczęłam go oglądać i byłam przy pierwszym odcinku, więc w sumie to nic specjalnego się nie wydarzyło. Obejrzałam drugi odcinek i już zrezygnowałam, bo wolałam pograć w jakieś gry. Podczas korzystania z internetu do mojego pokoju wpadł tata i powiedział, że jadą do miasta po zakupy i czy chcę z nimi jechać i że potem pojadą do cioci Stelli na kawę, no i że przyjadą około dwudziestej drugiej w nocy. Wolałam zostać w domu i włączyć konsolę i pograć w jakąś grę. Gdy reszta domowników odjechała z domu, ja wzięłam się za czytanie książki. W międzyczasie zaczął silnie padać deszcz i grzmiało. Postanowiłam, że później pogram. Gdy coraz bardziej zagłębiałam się w moją książkę, z transu wybudziło mnie pukanie do drzwi. Bałam się otworzyć, bo nigdy nie wiadomo, co i kto to może być. Nawet sam Rocky siedzący w swoim kącie w moim pokoju podskoczył wysoko ponad podłoże. Ogarnął mnie strach, ale pomyślałam, że jestem już na tyle duża, że drzwi mogę otworzyć. Ostrożnie podeszłam i złapałam za klamkę w kształcie kółka. Było już na tyle ciemno, że przez wizjer nie było nic widać. Uchyliłam klamkę i zobaczyłam czarną postać. Przez drzwi widziałam tylko zarys sylwetki ludzkiej i granatowe niebo z jasnym księżycem i lejący jak z cebra deszcz. Nieznajoma mi osoba weszła przez próg drzwi. Była to kobieta o nienagannej urodzie, choć starsza już, szczupła z niebieskimi oczami i ciemnobrązowymi włosami sięgającymi tuż poza ramiona. Ubrana była w kapelusz i długi, granatowy płaszcz i kruczoczarne kozaki sięgające prawie że do kolan. Już po chwili poznałam, że była to moja sąsiadka znad przeciwka - pani Stephanie Holmes. W jednym momencie odetchnęłam z ulgą. Sąsiadka poprosiła mnie, czy mogłabym przyjść pomóc sprzątać jej mieszkanie, a sama nie może, bo bardzo bolały ją plecy i miała problem z poradzeniem sobie samodzielnie. Zgodziłam się, zamknęłam dom i szybko przebiegłyśmy przez błotnistą drogę. Wchodząc do jej domu, od razu poczułam zapach świątecznych ciasteczek i cynamonu. Pani Holmes miała dość duży dom - było w nim sześć pokoi, salon, kuchnia, długi przedpokój i 3 łazienki, a na górze był jeszcze strych. Jej mąż, pan Edward, był w pracy za granicą, a dokładnie w Norwegii. Od razu zapytałam się, za co mam się zabrać. Pani Stephanie poleciła mi, abym wstawiła pranie w pralce, zmiotła i pomyła podłogę oraz zdjęła firany w salonie, kuchni i trzech pokojach. Gdy wykonałam całą poleconą mi pracę, moja sąsiadka zaproponowała mi, abym wspólnie z nią usiadła przy kominku w salonie i wypiła ciepłą herbatę i spróbowała jej ciasteczek z cynamonem. Rozmawiałyśmy tak ponad godzinę. Pani Holmes pytała, jak idzie mi w szkole, czy nie mam z niczym problemu. Prawie, gdy już miałam wychodzić i podziękować za gościnę, w przedpokoju pani Stephanie zapytała mnie, czy mam jakieś zainteresowania. Odpowiedziałam jej, że właśnie nie mam żadnego i w tym tkwi problem. I w tamtym momencie powiedziała coś, co na zawsze mnie zmieniło. Może nie na niewiele, ale zmieniło mój tok myślenia. Powiedziała, że to, czego jeszcze w sobie nie odkryliśmy, może być o wiele bliżej samych nas, niż myślimy. Po powrocie do domu, przetwarzałam sobie to zdanie jeszcze kilka godzin. A może jeszcze nie wszystko jest stracone? A może to, na co oczekuję, jest bliżej mnie, niż myślę? Tak myśląc i myśląc, zasnęłam. Obudziłam się dopiero rano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz